Autor: 11 lut 2022

Kacper Bartosiak

Czy w 2022 roku członkowie 10-milionowej grupy etnicznej mogą być zamykani w obozach, gdzie są poddawani torturom i mordowani? Tego zdania jest brytyjski wywiad, a medialnych relacji o nieludzkim traktowaniu Ujgurów w Chinach jest dużo więcej. Sporo w temacie uświadomienia świata o tym niewyobrażalnym dramacie zrobił Mesut Oezil, który zapłacił za to wysoką cenę. Coraz więcej krajów próbuje reagować, czego efektem jest między innymi olimpijski bojkot amerykańskich polityków.

Kim są Ujgurzy? To jedna z 55 mniejszości etnicznych oficjalnie uznawanych w Chinach. W zdecydowanej większości zamieszkują Sinciang. To autonomiczny region, który pod względem powierzchni stanowi blisko 20 proc. terytorium Chin i znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Mongolii, Rosji, Tybetu, Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Afganistanu, Pakistanu i Indiami.

W 2010 roku władze Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) podały, że w kraju mieszka 10 milionów Ujgurów. Pierwsze wzmianki o tej grupie etnicznej pochodzą z IV wieku. Wiadomo, że korzeni Ujgurów należy szukać w Turcji. Nie jest również tajemnicą, że przedstawicieli tej grupy od dawna łączyły napięte relacje z Chinami.

W najnowszej historii poważny konflikt wybuchł w 1933 roku, gdy Ujgurzy zbrojnie sprzeciwili się Chińczykom i proklamowali powołanie Pierwszej Republiki Wschodniego Turkiestanu, która miała być krajem świeckim znajdującym się w radzieckiej strefie wpływów. Republika została obalona po roku, ale Ujgurzy nie poddali się w walce o niepodległość.

Druga Republika Wschodniego Turkiestanu przetrwała pięć lat – aż do momentu, gdy tuż po zakończeniu II wojny światowej przywództwo w Chinach objął Mao Zedong. Od tamtej pory trwa przeciąganie liny. Przez pewien czas mniejszość mogła liczyć na wsparcie ZSRR, a po rozpadzie imperium pojawiły się pomysły wyrwania niepodległości drogą terroru.

Ujgurzy zostali zislamizowani w IX wieku. Względy religijne to tylko jeden z powodów, dla których nie po drodze im z Chińczykami Han, którzy stanowią ponad 90 proc. ludności całego kraju. Głośno o całej sytuacji zrobiło się pod koniec 2019 roku, gdy po raz kolejny wyciekły tajne dokumenty Komunistycznej Partii Chin. Wynikało z nich, że przedstawiciele mniejszości są regularnie gnębieni i zsyłani do obozów reedukacyjnych, w których dzieją się rzeczy wyjęte wprost z horrorów.

Jeszcze w 2018 roku przedstawiciele władzy przekonywali, że takie miejsca w ogóle nie istnieją i są wymysłem zachodniej propagandy. Potem zmienili wersję i zaczęli mówić, że obozy powstały w imię walki z separatystycznym terroryzmem islamskim, który miał się wywodzić właśnie z okolic Sinciangu. Nieliczni uciekinierzy opowiadali o gwałtach i morderstwach, do których miało tam dochodzić na porządku dziennym. Osadzonych regularnie odpytywano też z języka mandaryńskiego – w przypadku braku postępów musieli się liczyć z całym szeregiem bolesnych kar.

„Ujgurzy zostają związani i mają zasłonięte oczy. Następnie są ładowani do pociągów, które odjeżdżają do współczesnych obozów koncentracyjnych. To absolutnie przerażające. Stany Zjednoczone muszą zrobić wszystko, by w porozumieniu z naszymi partnerami zatrzymać łamanie praw człowieka, którego regularnie dopuszcza się Komunistyczna Partia Chin” – grzmiał w 2020 roku w mediach społecznościowych Mitt Romney, były kandydat na prezydenta USA.

Z czasem zaczęły się pojawiać kolejne mrożące krew w żyłach relacje. Kobiety, którym udało się uciec, mówią wprost o „ludobójstwie demograficznym„. Chińczycy przymusowo sterylizują przedstawicielki mniejszości, by w dłuższej perspektywie zapewnić sobie fizyczną dominację w ważnym strategicznie regionie.

Wierszyki ku czci władz

W całej sprawie nie sposób zapomnieć, że Sinciang to „euroazjatyckie skrzyżowanie dróg„, które ma olbrzymie znaczenie w kontekście gospodarczym i handlowym. Na terenie zdominowanym przez Ujgurów znajdują się także kluczowe złoża złota węgla i gazu ziemnego. Dlatego miejscowa ludność ma się „nawracać” w specjalnych obozach, które Chińczycy nazywają szkołami.

W salach – które w istocie bardziej przypominają więzienne cele – nie ma mebli ani elementów armatury łazienkowej. „Nauczyciele” mogą wszystko – nawet otwarcie stosować przemoc i zmuszać więźniów do nauki… wierszyków ku czci rządzących. Codzienne pranie mózgów jest prowadzone na szeroką skalę.

– „Dziękuję naszemu wspaniałemu krajowi! Dziękuję naszemu drogiemu przewodniczącemu Xi Jinpingowi!” – powtarzaliśmy to jak papugi. Po jakimś czasie zaczęłam czuć, że zabrano mi myśli i wspomnienia. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nawet twarzy mojego męża i córek – relacjonowała Gulbahar Haitiwaji – jedna z kobiet, którym udało się przeżyć obozowe piekło.

W 2019 roku po ponownym procesie została w końcu uniewinniona. Dwa lata później wydała książkę „Ocalona z chińskiego gułagu”, w której dokładnie opisała nieludzkie realia, w jakich odbywa się „reedukacja” Ujgurów. Kompleksy budynków są nadzorowane przez kamery, a więźniowie nie mogą liczyć na żadną prywatność. Głowy goli im się na łyso, a sterylizacja odbywa się przeważnie drogą zastrzyków. Na taryfę ulgową nie mogą liczyć nawet kobiety po 50. urodzinach, bo Chińczycy nie przepuszczają żadnej od 13. roku życia aż do 59.

Na ile skuteczne są działania chińskiego rządu? Pewien obraz sytuacji mogą dać informacje dziennikarzy „Associated Press„, którzy ustalili, że między 2015 a 2018 roku w dwóch regionach zamieszkałych przez Ujgurów dzietność spadła o blisko 60 procent. A gdy rodzice trafiają do obozów, dziećmi zajmują się chińscy edukatorzy, którzy mają je sprowadzić na właściwe ścieżki.

W oficjalnych przekazach władze Chin tłumaczą bulwersujące praktyki walką z islamskim terroryzmem. W 2009 roku rzeczywiście doszło do zamieszek między Hanami a Ujgurami, w których zginęło kilkaset osób. Wtedy zdecydowano się dokręcić śrubę mniejszości, a terroryzm stał się jednym z trzech najbardziej potępianych zjawisk (obok separatyzmu i religijnego ekstremizmu), którego zwalczanie polecił w 2014 roku Xi Jinping podczas wizyty w Sinciangu.

Pekin 2022: zapalenie znicza olimpijskiego wywołało kontrowersje

Czytaj też:

Nietypowy znicz olimpijski został zapalony w Pekinie (fot. Getty Images)

Pekin 2022: zapalenie znicza olimpijskiego wywołało kontrowersje

Sankcje i policzek na otwarcie IO

W ostatnich miesiącach sprawa Ujgurów zatacza coraz szersze kręgi na arenie międzynarodowej. W grudniu 2021 roku Departament Stanu USA zakazał krajowym firmom współpracy z kolejnymi ośmioma chińskimi korporacjami, które zostały uznane winnymi prześladowań mniejszości. Wcześniej sankcje za łamanie praw człowieka nałożyła także Unia Europejska – to pierwsza taka sytuacja od ponad 30 lat.

Konsekwencje tych wydarzeń można zaobserwować także podczas zimowych igrzysk olimpijskich. W Pekinie zabrakło przedstawicieli administracji prezydenta Joego BidenaJen Psaki – rzeczniczka Białego Domu – w bezpośrednich słowach poinformowała, że to następstwo „ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości”, do których dochodzi w Sinciangu.

W mocno podzielonych Stanach Zjednoczonych ta sprawa jako jedna z nielicznych łączy ponad podziałami. – Oficjalna lub dyplomatyczna reprezentacja podczas tych igrzysk oznaczałaby, że to traktujemy to wszystko w kategoriach biznesowych, czego w obliczu zbrodni Chińskiej Republiki Ludowej po prostu nie możemy robić – dodała Psaki. Niektórzy członkowie Partii Republikańskiej domagali się nawet… całkowitego wycofania amerykańskiej reprezentacji.

Jak w obliczu tej niezwykle poważnej sytuacji zachowuje się Międzynarodowy Komitet Olimpijski? Najczęściej wybiera milczenie. „MKOl nie ma mandatu ani możliwości do tego, by zmienić polityczny system lub prawo niezależnego kraju. Mogą to robić tylko legalnie wybrane rządy lub wewnętrzne organizacje. Wierzymy, że igrzyska olimpijskie mogą służyć jako platforma do konstruktywnej kooperacji” – głosi jedno z niewielu oficjalnych oświadczeń w tej sprawie.

Krytycy podkreślają, że to nie pierwszy raz w historii nowożytnego ruchu olimpijskiego, gdy doraźne interesy okazują się ważniejsze od szeroko rozumianej misji. Zjawisko „sport washingu” – wybielania krwawych reżimów przez wydarzenia sportowe – ma długą historię, której kilka rozdziałów powstało między innymi w 1936 roku w Berlinie.

Może nadzieją są zatem sami sportowcy? Ich protesty oczywiście nie będą mile widziane… – Będziemy bronić wszystkiego, co jest zgodne z olimpijskim duchem. Każde zachowanie lub przemówienie łamiące zasady – zwłaszcza godzące w chińskie prawa lub regulacje – będzie przedmiotem postępowania – zdradził Yang Shu, zastępca dyrektora w komitecie organizacyjnym igrzysk. Sportowcom w grozi odebranie akredytacji i wydalenie z igrzysk – i to w najlepszym wypadku.

Podczas ceremonii otwarcia igrzysk Chińczycy wprost zadrwili z całego dramatu. Jedną z dwóch osób, które ostatecznie zapaliły znicz, została bowiem… Ujgurka Dinige’er Yilamujiang. Wszystko z pierwszych rzędów oglądali najważniejsi członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.

KACPER BARTOSIAK

Adres trackback | RSS komentarzy

Zostaw komentarz

Zaloguj się, by móc komentować.